Przejdź do głównej zawartości

,,Zabójca bólu”- Legendarny Painkiller


Długo myślałem jaki album wziąć ,,na tapetę” przy okazji pisania pierwszej recenzji. Wybór niby oczywisty a jednak taki wcale nie był. Taki porządek rzeczy ma kilka części składowych, no ale od początku… Mamy rok 1990 - niemłodzi już członkowie zespołu wchodzą podminowani do studia z pomysłem na nowy materiał. Nikt nie przypuszczał wówczas jak bardzo ta płyta zatrzęsie w posadach karierą samozwańczych ,,Bogów Metalu”. Zespół przed jej nagraniem stanął przed sądem oskarżony o doprowadzenie do samobójczej śmierci dwóch nastolatków będących ich fanami. Rzekomym powodem samobójstwa miał być tekst utworu ,,Beyond realms of Death”. 
Konkretnie zawiniły podobno wersy:

"I left the world behind          
I'm safe here in my mind,
I feel sick with my own kind
This is my life and I decide not you,
Keep the world with all its sin
'Cause it's not fit for livin' in".

(wszelkie prawa do zdjęcia należą do zespołu Judas Priest)

Sprawa miała szczęśliwy dla zespołu przebieg – artyści zostali oczyszczeni z ciążących na nich zarzutów,  jednak ta sytuacja odcisnęła wyraźnie piętno na wydźwięku i ostatecznym kształcie albumu, jakim znamy dziś. Zdaję sobie sprawę z tego jaką czcią otaczany jest omawiany krążek. Nie mogę jednak oprzeć się temu rodzajowi pozytywnego małego  świętokradztwa i raz jeszcze chcę pochylić się nad tym dwunastym w dorobku kapeli krążku, by odsłonić jego blaski jak i  cienie. Painkiller, czyli zabójca bólu, to muzyczne odzwierciedlenie tytułu utworu jak i całej płyty. Każdy kto choć raz zetknął się z twórczością Brytyjczyków zna to karkołomne intro perkusyjne - istne preludium zaprezentowane nam przez Scotta Travisa, który zasiadł za ,,bębnami”  Judas Priest. Dalej utwór delikatnie tylko niby zwalnia, w zamian dając nam pełen popis zdolności wokalnych Roba Halforda, od bardzo wysokich tonów aż po te nieco niższe.  Piosenka jest też doskonałym świadectwem i dokumentem gitarowych potyczek solówkowych głównego motoru napędowego zespołu czyli duetu gitarowego w wykonaniu Glena Tiptona oraz Kennetha ,,K.K” Downinga. Nie można też nie pochwalić niedocenianego w większości zespołów instrumentu jakim jest gitara basowa, tu ujarzmiana i dopełniająca dzieła przez  Iana Hilla.  Tekst nie jest jakimś ,,deus ex mahina”- opowiada o upragnionym otępieniu jakie przynieść ma właśnie Painkiller. Dalej mamy radośnie pędzący przed siebie ,,Hell Patrol”, zasługujący na uwagę ze względu na niesamowite tempo i pracę perkusji. Potem następuje kolejna gwiazda na firmamencie tej płyty: ,,All Guns Blazing”. Zaczyna się ona od niesamowitego wręcz pisku Halforda atakującego nas w tle akompaniamentu zespołu. Dzieje się to tylko po to, by następnie oddać pałeczkę czy też raczej kostki, gitarzystom.  W tym właśnie utworze duet gitarowy pokazuje dlaczego muzycy uzurpują sobie prawo do boskiego tytułu. Wymiana solówek w tle diabelnie precyzyjnej perkusji i okraszającego całości basu to coś w rodzaju ambrozji dla koneserów muzyki metalowej. ,,Leather Rebel” to już trochę spokojniejszy temat do przełknięcia. ,,Skórzany buntownik” bowiem niesie delikatne ukojenie, jeśli idzie o wokale, zaś zespół nieco zwalnia tempo.  Tekstowo mamy obraz, który przedstawia nam buntownika odzianego w skórzaną kurtę z ćwiekami. Możemy się tylko domyślać, iż ten człowiek jest niebezpieczny, gdyż nie ma nic do stracenia bowiem:

,, Running wild and free
No one dares to stand before me
That's my destiny
To rule the darkest hours”.

Po buntowniczym utworze nadchodzi czas na bardziej mroczne i zdecydowanie szybsze ,,Metal Meltdown”. Wraca w tym momencie znana nam z dwóch pierwszych utworów agresja i  prawie trashowe tempo, a właściwie jego zmiany. Zespół bowiem bawi się z słuchaczami raz ich rozpalając do czerwoności wolniejszymi partiami, by potem znów gnać na złamanie karku. Powracają także muzyczne solówki oraz ekspresja całej skali wokalnej Roba. Utwór wieńczy niesamowicie klimatyczny mroczny bieg na przełaj i dudnienie wiatru.  Panowie i Panie pochylcie głowy - niech zadrżą wasze kolana bo nadchodzi ,,Nightcrawler”. Ten utwór to chyba najbardziej klimatyczny i najmroczniejszy fragment całej płyty, gdzie dobitnie słychać gościnny występ Dona Aireya na instrumentach klawiszowych. Cała kompozycja przesiąknięta jest mrokiem i gęstą atmosferą jak to na ,,Nocnego Czołgacza” przystało, taką bowiem nazwę wymyślił mu bowiem mój ojciec. Kapitalne intro nie oznacza, że dalej będzie gorzej. Mamy kolejne bitwy gitarowe Tiptona i Dowinga,  a wszystko to okraszone jest wokalnymi popisami Halforda.  Jeśli w tym momencie nadal brakowało komuś mroku to zespół dostarcza go w wysokiej jakości ponownie. Następuje bowiem zwolnienie, by Halford jadowitymi podszeptami wypełnił nasze uszy na kilkadziesiąt sekund zasiewając mrok i strach przez tym, który przychodzi nocą... ,,Between the Hammer & the Anvil" powinno się nazywać ,,Między młotem a Kowadłem” - nie wiem czy zespół świadomie czy nie, ale połechtał uszy i oczy polskiego słuchacza. Utwór  spokojniejszy ale równie ambitny jak poprzednie. ,,Touch of Evil” - ,,Dotyk Zła” to ósma pozycja na całej płycie, gdzie na pierwszy plan wysuwają się doskonale wykonane i nagrane wokale. Reszta instrumentów wydaje się podkreślać cały utwór; można zaryzykować stwierdzenie, iż jest on najbardziej eksperymentalnym utworem z całej płyty. Z jednej strony mamy dzwon kościelny bądź cmentarny a w innych częściach wyraźnie słychać wpływ syntezatorów na brzmienie całości. Tekstowo jest to opis mąk i próby charakteru podmiotu lirycznego. Wystawiany jest on na te fizyczne i duchowe pokusy. Podmiot wie, że sam nie oprze się dotykowi zła więc woła odbiorcę by ten go uwolnił. Battle Hymn" i „One Shot at Glory" to jedyne utwory opisywane jako para w tej obszernej recenzji. Słuchając ich ma się bowiem wrażenie, iż są one dwoma częściami większej całości. ,,Battle Hymn” to takie swego rodzaju preludium  do całości - spokojne, stonowane i podniosłe. Ma ono naszykować słuchaczy na Wielki Finał. Bo tym właśnie jest finałowy ,,Strzał w Chwale”. Można zaryzykować stwierdzenie, iż nie jest on tylko zwieńczeniem ale i streszczeniem całego albumu. Słychać w nim wyraźnie wymyślne solówki, mknącą na spotkanie apokalipsy perkusję ,bas Iana oraz wokale Halforda. Utwór tekstowo przygotowuje mentalnie słuchacza do bitwy i śmierci w chwale. Można by powiedzieć iż członkowie zespołu Judas Priest chcieli  być skaldami metalu w tym utworze.

           Kończąc tą może i nieco przydługą recenzję chciałbym jakoś zgrabnie ująć w całość to co napisałem powyżej. Całe dzieło, bo śmiało można je tak określić stało się kamieniem milowym, nie tylko dla zespołu ale i całego gatunku. Brytyjczycy wpisali się tym albumem do swego rodzaju Panteonu  wybitnych artystów i rzemieślników w heavy metalu.  Nie tylko wyznaczyli nowe standardy, ale i wykuli ścieżkę, którą wielu z mniejszym lub większym powodzeniem próbuje podążać do dziś. Koncepcja albumu  jest spójną całością, której można słuchać ,,jednym tchem”. Utwory płynnie się przenikają tworząc z tej płyty coś na kształt jednego organizmu. Brak w nim miejsca na odgrzewane patenty, mierne rozwiązania, brak kreatywności czy też tanie chwyty. Myślę, że sam starożytny poeta Horacy  użyłby w stosunku do takiego dzieła swoich słów Exegi Monumentum”- „Wybudowałem pomnik, trwalszy niż ze spiżu”.  Artyści odejdą z tego świata ale ich dzieła i sława będzie trwała w pamięci potomnych. Tym krążkiem Halford i spółka obronili  bezkompromisowo samozwańczy tytuł „Bogów Metalu” , a jak wiadomo „Prawdziwe legendy nigdy nie umierają”…

Moja ocena albumu: 10/10.


(wszelkie prawa do zdjęcia  należą do zespołu Judas Priest)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Eryk The Bullet - ,,Rzecz o podziemiu, bolączkach metalu oraz muzyce"

Niektóre wywiady to tak naprawdę owoc przyjacielskiej rozmowy, w której to przenikają się poglądy i tworzą razem wyjątkową atmosferę. Takie są  spotkania z Erykiem Kulą, którego poznaliśmy jako lidera iście okrutnej grupy. To jednak tylko jedna z  twarzy naszego gościa. Mamy nadzieję, że dacie się zaprosić na muzyczną podróż przez, którą Was poprowadzi. Tym razem skupiliśmy się na doświadczeniach, muzyce i artystach, którzy ukształtowali go jako muzyka. Zapraszamy Was zatem już jutro o 19:00 na tą bardzo osobistą muzyczną podróż. (Eryk Kula wraz z Midnight Fortress) link do wywiadu:  https://www.youtube.com/watch?v=_ArhNWnc2RE&t=679s

Uzi wywiad - ,,Muzyka wróci do człowieka w najmniej oczekiwanym momencie"

 Czasem w życiu układa się różnie, szczególnie w przypadku kiedy to zespół żyje prawdziwie rock'n'rollowym stylem życia. Jak to stwierdzili nasi goście fakt ten wpłynął na zawieszenie działalności. Teraz jednak powracają z poważnymi planami w odświeżonym składzie z ostrą jak brzytwa płytą Tyran. Zatem jeśli jesteście fanami tradycyjnych ciężkich brzmień zapraszamy już dziś o 19:00 przed Wasze yt odbiorniki. ;) (zespół UZI, wszelkie prawa do zdjęcia należą do zespołu) link do wywiadu:  https://youtu.be/H2oat9hrYfU

Inverne wywiad - ,,Zmiany nie muszą być złe"

 Za każdym razem kiedy wydaje się, że w metalu powiedziano już wszystko zespoły lubią udowadniać, że jest inaczej. Tak było też w przypadku Inverne, które to zaliczyło zwrot o co najmniej 90 stopni, gdyż z gotyckiego metalu wraz z zmianą wokalistki zwrócili się ku mocnemu charakternemu melodic death metalowi. Zapraszamy na wywiad! (zespół Inverne, wszelkie prawa do zdjęcia należą do zespołu) link:  https://youtu.be/rsBu7GcRjO8